Ci najwidoczniej niedostatecznie się nim zajmowali, gdyż miasto psa odłowiło i zabrało do schroniska. Reklama Rzecz miała miejsce w lutym 2011 roku, kiedy burmistrz orzekł o czasowym Cztery ŁAPY - Żychlin: Dziś odebraliśmy psiaka, który został zgłoszony do straży miejskiej w sobotę i miał jechać do schroniska. Powinieneś zrozumieć, że wszystkie psy mogą gryźć. To, że wybierzesz psa ze schroniska rasy, która nie jest powszechnie uważana za złośliwą, nie oznacza, że nie będzie gryźć. Jednak niektóre rasy psów wykazują statystycznie większą skłonność do gryzienia, w tym następujące: malamuty alaskańskie. Mam psa ze schroniska, Katowice, Poland. 1,494 likes · 9 talking about this. Strona dla tych, którzy pomagają znaleźć psom ze schronisk dom. Każda mała pomoc jest WIELKA! Dziękujemy w imieniu psiaków! Adoptuj psiaka z krakowskiego schroniska, Kraków. 12,025 likes · 226 talking about this · 4 were here. Fanpage prowadzony przez wolontariuszki Fanpage prowadzony przez wolontariuszki Krakowskiego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt powstał ----- Przeczytaj Opis ----- Zapraszam Was na bardzo ważny filmik, dzięki któremu będziemy mogli pomóc schronisku Azyl p 6KgoN. Mieszkańcy bloków przy ul. Batalionów Chłopskich, zaniepokojeni stanem zdrowia bezpańskiego kundelka, zaalarmowali wczoraj służby miejskie. Pies od kilku dni leżał w pobliżu jednego z bloków i nie chciał bloków przy ul. Batalionów Chłopskich, zaniepokojeni stanem zdrowia bezpańskiego kundelka, zaalarmowali wczoraj służby miejskie. Pies od kilku dni leżał w pobliżu jednego z bloków i nie chciał jeść. Pracownicy schroniska dla zwierząt zabrali chorego psa do schroniska. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera Pies - porady, newsy i ciekawostkiPsy do adopcji W typie rasy: Mieszaniec Wiek: 3 lata Płeć: Samiec Rozmiar: średni Wysterylizowany: tak Zachipowany: tak Odrobaczony: tak Zaszczepiony: tak Koszty adopcji: 0 zł Nie tak szybki, jak legendarny reprezentant Anglii w piłce nożnej, Jimmy Greaves. Nie tak głośny, jak Jimi Hendrix. Nie tak stylowy, jak Jimmy Choo. Jimmy gaśnie w oczach i każde z porównań miałoby się nijak do rzeczywistości. Dziś jego zachowanie porównujemy jedynie do zachowania innych ‘zwrotów’. Bo Jimmy jest zwrotem. Po siedmiu szczęśliwych miesiącach we własnym wymarzonym domu pewnego dnia byli właściciele odstawili go z powrotem do schroniska. Tak po prostu. Po serii wspólnych zdjęć na Instagramie, po wiadomościach o tym, jaki jest wspaniały… Teraz trzęsie się i chowa w boksie, wierząc, że się pomylili. Wtula w posłanie, rozmyślając, kiedy i czym zawinił. Jednak to nie on zawinił. Zawinili ludzie, którzy mimo wcześniejszych deklaracji, nie uszanowali granic Jimmy’ego. Nawet nie zabrali go do weterynarza. Mieli swoje życie, swoje plany. Dla psa z trudną przeszłością i problemami lękowymi w pewnym momencie zabrakło już miejsca. Więc miejscem tym jest teraz mały, wilgotny boks, który Jimmy zna na pamięć. Przed adopcją spędził tu przecież prawie rok. Jimmy zawsze nas oczarowywał. Nie tylko charakterystycznymi uszami, które żyją własnym życiem. To bardzo mądry i spokojny pies. Ładnie chodzący na smyczy, reagujący na komendy, niewdający się w awantury. Często pomagał nam w socjalizacji innych mordek z bidula, stąd wiemy, że po odpowiednim zapoznaniu, mógłby zamieszkać z innym psem. Spokój to to, co Jimmy ceni sobie najbardziej. Nie wiemy, co spotkało go w przeszłości, ale psiak zdecydowanie nie lubi gwałtownych ruchów oraz wylewnych czułości, w szczególności dotykania w okolicach ogona. W warunkach poza schroniskowych należałoby zdiagnozować, czy przyczyna takiego stanu może mieć podłoże zdrowotne. Delikatny Jimmy oczekuje delikatności. Odwdzięcza się zawsze tym samym. Im poczciwsza natura psa, tym gorzej radzi on sobie w schronisku. A to już drugi pobyt Jimmy’ego na Paluchu. Czy ponownie na jego łapach pojawią się samookaleczenia? Czy nocą, kiedy nikt nie widzi, znów będzie sięgał łapami za kraty? Po wolność, po miłość, po zrozumienie. Tylko tego potrzebuje. Tak mało, a zarazem tak wiele. Oświadczenie: Informacje na temat zwierząt do adopcji są dostarczane przez schroniska i stowarzyszenia, w których przebywają. Wamiz nie ponosi odpowiedzialności za wiarygodność tych informacji. Wszelkie informacje dotyczące stanu zdrowia i zachowania zwierząt do adopcji posiada wyłącznie schronisko lub dom tyczmasowy, w którym przebywa zwierzę. Użytkownik zwalnia firmę Wamiz z wszelkiej odpowiedzialności związanej z adopcją zwierzęcia prezentowanego na portalu. Inne psy do adopcji w okolicy Wiele osób każdego roku decyduje się na adopcję psa ze schroniska. Niestety, część tych adopcji nie kończy się dobrze – właściciele zżymają się, bo pies nie jest idealny, pies frustruje się w nowych i niedostosowanych do niego warunkach, a w najgorszym przypadku – trafia na ulicę albo z powrotem do schroniska. Taki powrót z adopcji, zwłaszcza jeśli pies, który wraca do schroniska, jest wrażliwy, może skończyć się całkowitym złamaniem zaufania do człowieka, pogorszeniem kondycji fizycznej psa, chorobą, a nawet śmiercią. Wystarczy spojrzeć na psy, które bez swojego człowieka w schronisku nie chcą jeść, chudną, wyglądają coraz gorzej, są przygaszone – a wzięcie ich do domu w dwa dni odmienia zupełnie ich zachowanie. Dlatego warto, aby każdy, kto ma zamiar adoptować psa ze schroniska, wziął sobie do serca pewne istotne kwestie i spojrzał na rzeczywistą sytuację wzięcia psa ze schroniska, a nie na sielankę, którą nieraz przedstawiają działacze „prozwierzęcy”.Dodam również, że w tej notce wszystkie zdjęcia przedstawiają psy, które na dzień dzisiejszy ( szukają domów – przebywają w woj. lubelskim. Jeśli któryś Wam się spodoba – słów wyjaśnieniaNajpierw chciałabym jednak powiedzieć parę słów ogólnie na temat psów ze schronisk. Nie uważam, że są to psy w jakikolwiek sposób „gorsze” – wręcz przeciwnie, pies sam w sobie nie jest zły, natomiast zły jest człowiek, który go zawiódł, i przez którego pies wylądował w schronisku. To człowiek winien jest wszelkich zaniedbań tego psa, zarówno fizycznych, jak i psychicznych – trudno wymagać, aby pies wychował się sam, czy aby w schronisku ktoś poświęcał mu 100% uwagi przy tylu innych czworonogach. Niemniej uważam, że biorąc psa ze schroniska warto spojrzeć na sytuację realnie i przygotować się na najgorsze. Zazwyczaj to najgorsze się nie spełni, ale my będziemy pewni, ze wiemy, na co się piszemy i sytuacja nas nie przerośnie, a dodatkowo będziemy zadowoleni, że jest lepiej, niż myśleliśmy. Niestety, patrzenie na psy ze schroniska jedynie przez wyidealizowany obraz typu „ja go wezmę ze schroniska, on się ucieszy, że uratowałem mu życie, więc będzie mi wdzięczny i będzie grzeczny” jest ogromną pomyłką, a dodatkowo może bardzo skrzywdzić psa – bo to na nim odbiją się nasze złe przygotowanie i zawiedzione oczekiwania. Dlatego też podejdźmy do kwestii wzięcia psa ze schroniska jako do wyzwania, któremu musimy sprostać – inaczej złamiemy psie – czy da się określić?Zachowanie jest kwestią, która chyba najbardziej interesuje potencjalnego adoptującego. Każdy chce innego psa i jest to zupełnie zrozumiałe – lepiej wziąć psa, który do nas pasuje i będzie miał takie cechy charakteru, których poszukujemy, niż byle jakiego – którego potem oddamy. Dlatego warto porozmawiać z obsługą schroniska o psie, jakiego szukamy, albo zapytać o konkretne psy, które nam się podobają. Jeśli znamy się na psich zachowaniach i psychice – poobserwujmy nieco czworonoga. Gdy wstępnie się zdecydujemy – poprośmy o wyprowadzenie go z boksu i zobaczmy, jak się będzie tam zachowywał. Postarajmy się dowiedzieć o nim jak najwięcej, ALE… jednocześnie pamiętajmy, że pies w schronisku może zachowywać się skrajnie inaczej niż ten sam pies, który pobędzie nieco w naszym domu i zacznie się do nas przyzwyczajać. Co to oznacza?Oznacza to, że pies agresywny (np. na tle lękowym, bo zazwyczaj w przypadku psów schroniskowych jest to dokładnie taka agresja) może wcale nie być w rzeczywistości agresywny, kiedy jego sytuacja będzie stabilna. Jest wiele psów początkowo niepewnych, wystraszonych, które w schronisku warczą na schroniska czy potrafią zaatakować innego psa, a jednocześnie w domu doskonale zgadzają się z czworonogami i kochają swoich właścicieli, nawet na nich nie warcząc. Jednakże, zanim zdecydujemy się wziąć gryzącego psa do domu – pamiętajmy, że zmiana zachowania nie zajdzie sama z siebie, tylko potrzebujemy odpowiedniego nakładu pracy. Jeśli nie wiemy, jak pracować, nie chcemy zasięgać porad specjalisty – nie bierzmy takiego psa, bo jeśli nie opanujemy jego zachowań, to prawdopodobnie wróci on do schroniska. „Wynagrodzenie” psu cierpień…Zazwyczaj zmiana zachowania jest in plus, ale niestety – nie zawsze. I z tym trzeba się również liczyć. Pies zupełnie pozytywny, merdający ogonem, posłuszny po wyjęciu z boksu i przez pierwsze dni w nowym domu, może stać się psem sprawiającym problemy, gdy już do nas przywyknie. Jednakże wówczas jest to głównie nasza wina – pofolgowaliśmy bowiem czworonogowi, zamiast dać mu jasne zasady i wyznaczyć, co może robić, a czego nie może. Myślenie, że przez dogadzanie psu w pierwszych chwilach w naszym domu „wynagrodzimy” mu pobyt w schronisku to wielki błąd. Owszem, musimy w pewien sposób zmienić swoje zachowanie i dostosować je do psa, który na pewno będzie wymagał np. zachęcania do wielu rzeczy smakołykami czy powolnego przyzwyczajania. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy np. pozwalać psu zjadać jedzenie ze stołu, warczeć na inne psy czy bronić zasobów tylko dlatego, że „on jest ze schroniska”. Z tymi zachowaniami należy walczyć od początku, bo będzie to po prostu łatwiejsze w oduczeniu niż w sytuacji, gdy najpierw psu damy „wolną łapę”, a potem nagle zaczniemy od niego wymagać czegoś zupełnie charakter, a pewne cechyCzy to oznacza, że obserwacja psa w schronisku np. przez wolontariuszy i określanie charakteru nie ma sensu? Nie do końca. Pewne rzeczy da się zauważyć. Wprawne oko odróżni zachowania agresywne od lękowych; powie, czy pies jest dominujący w stosunku do psów, czy jego zachowanie ma w ogóle inne podstawy. Będzie też w stanie określić, jak pies zachowuje się np. do dopiero poznanego człowieka, jak chodzi na smyczy. Wszystko to jednak ma miejsce w określonych sytuacjach, kiedy dana obserwacja zachodzi. Osoba z doświadczeniem wie również, że np. pies wzięty w schronisku, w towarzystwie setek ujadających psów, na smycz i zaprowadzony między obcych ludzi może zachowywać się nieufnie i burczeć pod nosem – co nadal nie sprawia, ze jest on agresywny. Jednocześnie, jeśli taki pies będzie stuprocentowo ufny i przyjazny, to jasne jest jego nastawienie do otoczenia. Natomiast to, jak pies zachowuje się w pierwszych chwilach w nowym domu może wynikać np. ze stresu spowodowanego zmianą otoczenia; schronisko bowiem niejako stało się jego domem, pies nie rozumie, że jest tam chwilowo – a jego „dom stały” jest dla niego nowością, stąd te, które obserwowane są przez wolontariusza, to pewien stan „wyjściowy”. Na tej podstawie jest on w stanie stwierdzić, czy pies chętnie współpracuje z człowiekiem, czy jest wycofany i lękliwy, czy dogaduje się z innymi psami. To powinno być podkreślane przez wolontariuszy w schroniskach – nie znają oni bowiem psa w warunkach domowych, nie przebywali z nim na dłuższą metę i nie wiedzą, jak zachowuje się w każdej sytuacji. Potem psa zabiera właściciel – i już w pierwszej chwili może stwierdzić, że zachowanie czworonoga będzie odbiegało od tego przedstawionego przez wolontariusza. Przykład? Pies miał nie ciągnąć na smyczy, a ciągnie w drodze do domu czy samochodu. Dlaczego? Przyczyn jest wiele. Choćby dlatego, że pierwszy raz od dłuższego czasu wyszedł w obcy teren, gdzie jest wiele zapachów. Inny przykład – pies miał być spokojny, a warczeniem reaguje na próby usilnego głaskania czy przytulania. Cóż, nic dziwnego – obcy człowiek na obcym terenie sprawia, że pies nie czuje się dobrze i bezpiecznie, więc stara się bronić. Co więc należy robić?Co więc zrobić, kiedy bierzemy psa ze schroniska? Na jakie zachowania się przygotować? Przede wszystkim, należy pamiętać o tym, że pies, który trafia do naszego domu, jest zestresowany – stawiamy go w nowych okolicznościach i sytuacjach. Dlatego nie oczekujmy, że od razu będzie idealny – będzie chodził na smyczy przy nodze, dzielnie znosił pieszczoty dzieci, bawił z naszym drugim psem czy spokojnie zjadł z miski, nie rzucając się na jedzenie. Potrzeba mu czasu, aby mógł się przyzwyczaić do nowych warunków – w niektórych przypadkach trwa to kilka dni, w innych – kilka tygodni, a nawet miesięcy, jeśli pies był bardzo wycofany. Na początek więc dajmy psu… spokój. Pozwólmy mu obwąchać całe mieszkanie, dajmy się napić z nowych misek, aby wiedział, gdzie stoją. Nie zarzucajmy go zabawkami i nie męczmy ciągłym wołaniem do siebie, za to pokażmy, że jesteśmy dla niego ciekawi i atrakcyjni – nośmy jedną zabawkę albo smaczki w kieszeni i nagradzajmy psa przy każdej możliwej okazji, zwłaszcza kiedy sam nawiąże z nami kontakt. Zapewnijmy mu również aktywność, aby mógł „spuścić parę” na dworze, ale nie puszczajmy go od razu ze smyczy (zwłaszcza, jeśli jest lękliwy i nie zna otoczenia), zaopatrzmy w adresówkę, załóżmy bezpieczne szelki i dodatkowo obrożę. Jasno wyznaczajmy zasady w domu – nie pozwalajmy na to, aby pies np. spał z nami w łóżku przez pierwsze dni, skoro docelowo nie chcemy go w naszym łóżku autorze PaulinaGłównodowodząca załogą Białego Jacka i przyjaciół. Obecnie opiekunka dwóch terierów – JRT i teriera irlandzkiego. Zawodowo copywriterka i redaktorka. Prywatnie żona i matka. Wielbicielka mleka z kawą, soczystych, kwaśnych jabłek i świętego spokoju. Osiem lat temu postanowiła utrudnić sobie życie, biorąc pod dach pierwszego teriera. Jak widać po liczebności stada, nie uczy się na błędach. Jedyna przedstawicielka płci żeńskiej w pięcioosobowej rodzinie. fot. Adobe Stock, nuzza11 Właściwie to chciałam mieć małego pieska, takiego, którego zawsze można wziąć na ręce i wejść z nim do sklepu. Ale kiedy kolega Michała ogłosił, że jego labradorka się oszczeniła i maluchy szukają nowych domów, dałam się namówić na wizytę u szczęśliwej psiej mamy i jej właścicieli. – Ten jest zarezerwowany – powiedział Patryk, kolega mojego narzeczonego, gdy wzięłam na ręce jednego z siedmiu szczeniaków. – Zainteresowała się nim fundacja szkoląca psy pracujące z niewidomymi. Labradory są fantastycznymi opiekunami, wiedziałaś o tym? Wiedziałam, bo kiedyś czytałam książkę o psach towarzyszach osób niepełnosprawnych. Ta rasa ma wiele cech, które są szczególnie cenione przy tresurze psów do pomocy ludziom: cierpliwość, podatność na naukę, brak agresji i coś, co Patryk nazywał „wysokim poziomem psiej empatii”. – Zobacz tego – podał mi kolejne szczeniątko. – On dosłownie potrafi czytać w myślach. Ma siedem tygodni, a już odgaduje, kiedy człowiek ma ochotę się z nim bawić, a kiedy nie. Nie narzuca się, jak inne. Kiedyś będzie świetny jako towarzysz dla dziecka. Tu spojrzał na mnie i Michała znacząco, a my jak na komendę przewróciliśmy oczami. Póki co, nie planowaliśmy dziecka, a jedynie psa I to malutkiego, takiego, co zmieściłby się w damskiej torebce. W żadnym razie nie tak dużego jak labrador. – Bierzemy go! – oznajmiłam narzeczonemu godzinę później. I tak Irys wprowadził się do naszego mieszkania. rzeczywiście, miał niezwykły dar odgadywania naszych myśli – a przynajmniej tak to wyglądało. Pomimo że nie poddaliśmy go żadnej specjalnej tresurze, sam wiedział, kiedy może koło nas radośnie biegać i skakać, a kiedy lepiej dać spokój i tylko grzecznie czekać na swoją porcję pieszczot. Był łagodny i inteligentny Wystarczyło kilka razy coś powtórzyć, a zaczynał kojarzyć polecenie z oczekiwaniami człowieka. Do tego widać było po nim rodowód sięgający kilku pokoleń wstecz; Irys był przepięknym psem o proporcjonalnej sylwetce, szlachetnej linii głowy i jedwabistej, złocistej sierści. Mnóstwo osób komplementowało go podczas spacerów, niektórzy prosili o kontakt do hodowli, z której pochodził. – Michał, po co bierzesz psa na zakupy? – denerwowałam się, kiedy narzeczony zapinał Irysowi obrożę przed wyjściem do sklepu. – Jak go przywiążesz przed wejściem, to jeszcze ktoś go ukradnie! Oczywiście Michał śmiał się z moich obaw. Twierdził, że po pierwsze, będzie widział psa przez szybę, a po drugie, kto by kradł psa, skoro przed sklepem ludzie zostawiają rowery? Najczęściej jednak to ja wychodziłam z Irysem. Uwielbiałam zabierać go nad rzekę, gdzie hasał po skarpie, kopał doły i straszył mewy głośnym szczekaniem. Czasami spotykałam tam rodziny z dziećmi Patryk miał rację, że Irys byłby świetnym przyjacielem każdego szkraba. Mój pies był zachwycony, kiedy za moim pozwoleniem głaskały go przygodnie spotkane dzieciaki. Podawał łapę, przytulał się do nich, a one niemal zapominały oddychać z ekscytacji. któregoś upalnego dnia byłam na spacerze sama z Irysem, kiedy zadzwoniła moja mama. Skarżyła się, że od tej spiekoty bardzo źle się czuła, i chciała, żebym zawiozła ją do przychodni. Siedząc w cieniu i rozkoszując się chłodem bijącym od rzeki, usiłowałam wytłumaczyć mamie, że lekarz niewiele poradzi na jej zmęczenie upałem, ale się uparła. Zawołałam więc Irysa, niestety mokrego od brodzenia w wodzie i zapakowałam go do samochodu. – Przyszłaś z psem?! – zdziwiła się mama na nasz widok. – Jest potworny upał, nie mogę go zostawiać w samochodzie – wyjaśniłam. – Musi zostać u ciebie w domu, kiedy cię zabiorę do przychodni. Niestety, mój pomysł spotkał się z protestem Irys był brudny, miał ubłocone łapy, a mama wręcz obsesyjnie dbała o swoje kremowe dywany i niedawno pomalowane ściany. Kategorycznie oświadczyła, że pies w tym stanie nie może zostać w jej domu. Jednocześnie nie chciała słyszeć o rezygnacji z wyprawy do przychodni, tłumacząc, że martwi się o swoje ciśnienie i serce. Chcąc nie chcąc, zapakowałam z powrotem psa do samochodu i zawiozłam mamę tam, gdzie chciała. Oczywiście musiałam z nią wejść i pomóc jej przy zdobyciu numerka do lekarza i tu był pewien problem. – O co ci chodzi? – mama już się niecierpliwiła. – Po prostu przywiąż go przed wejściem. Przecież się nie urwie. Zostawiłam więc Irysa w cieniu, obiecując mu, że wrócę lada moment. Pół godziny później, kiedy wreszcie usadziłam mamę we właściwej kolejce, wyszłam przed budynek i… – Nie ma go! Ktoś go odwiązał i ukradł! – wrzeszczałam do telefonu, biegając po okolicy i nawołując Irysa. – Tak, Michał! Szukałam i pytałam! Nikt go nie widział! Ktoś go ukradł! Wiedziałam, że to się stanie, po prostu wiedziałam! Narzeczony zwolnił się z pracy i przyjechał pomóc w poszukiwaniach. Nic to nie dało. Uparłam się, żeby zgłosić sprawę na policję, na wypadek, gdyby złodziej odezwał się do nas z żądaniem okupu za czworonoga. Na komendzie przyjęto zgłoszenie bez zdziwienia Pani aspirant poinformowała nas, że kradzieże rasowych psów zdarzają się co kilka tygodni. Ginęły zwłaszcza łagodne, ufne psy, które ktoś o złych zamiarach mógł łatwo zabrać ze sobą. Policjanci mieli już nawet wypracowany schemat postępowania. – Przychodnia ma monitoring, przejrzymy nagrania i damy państwu znać – usłyszeliśmy. Nie wierzyłam jednak, że policja znajdzie naszego Irysa. Nawet jeśli dowiedzą się, że ktoś go odwiązał, to co z tego? Jak namierzą złodzieja? Kiedyś mojej znajomej ktoś ukradł wózek dziecięcy, taki za ponad dwa tysiące złotych, wszystko nagrało się na kamery osiedlowego monitoringu, ale nic z tego nie wynikło. Widać było na nich, jak chłopak w kapturze kradnie wózek i co z tego? Nigdy nie znaleziono ani wózka, ani złodzieja. – Pani Marzena? – zapytał kobiecy głos przez telefon kilka tygodni później. – Dzwonię z komendy rejonowej. Mamy informację o pani skradzionym psie. Nie mogliśmy w to uwierzyć! Okazało się, że policja przejrzała nagrania sprzed przychodni, ale faktycznie, niewiele to dało, bo złodzieje – para młodych ludzi – pochylali się tak, żeby ukryć twarze. Na szczęście jednak to nie było ich pierwsze ani ostatnie przestępstwo i ponad miesiąc później chłopak wpadł na gorącym uczynku w galerii handlowej. Policjanci porównali zapisy z monitoringu i odkryli, że poza skokiem na sklep z elektroniką, złodziej miał na sumieniu również kradzież Irysa! – Więc dobra wiadomość jest taka, że wiemy, komu sprzedali państwa psa – zaczęła pani aspirant. – A zła taka, że będą mogli go państwo odebrać dopiero po zakończeniu postępowania. Okazuje się, że złodzieje podrobili dokumenty i certyfikat Związku Kynologicznego, a my musimy teraz wykazać, że numer na chipie wszczepionym psu różni się od tego w fałszywych papierach. Ale postaramy się, żeby pies szybko do państwa wrócił. No, chyba że nowi właściciele zrozumieją sytuację i wyrażą zgodę, żeby zabrali go państwo przed zakończeniem czynności. Oczywiście poprosiliśmy o to, żeby policja wystąpiła w naszym imieniu z taką prośbą. Zakładaliśmy, że ludzie, którzy kupili w dobrej wierze Irysa, kiedy dowiedzą się, że pies został ukradziony, sami zechcą go nam oddać. Po dwóch dniach dostaliśmy kolejny telefon z policji. – Ci państwo, którzy kupili psa od zatrzymanych, chcą się z państwem skontaktować w sprawie zwrotu – powiedziano nam. – Podać adres? Okazało się, że nowi właściciele Irysa mieszkali w sąsiednim województwie. Telefon odebrała młoda kobieta o zmęczonym, zrezygnowanym głosie. Czuło się, że cała sprawa bardzo ją przygnębiła. Na pewno nie tego spodziewała się, kupując pięknego, ułożonego psa w promocyjnej cenie od „hodowcy”, który ogłosił się ze sprzedażą na portalu internetowym. Pojechaliśmy tam. Nawigacja kazała nam się zatrzymać w dzielnicy domków jednorodzinnych, przed białym sześcianem, który ożywiały jednie kolorowe firanki w oknach. Już po pierwszym dzwonku domofonem, w drzwiach pojawiła się kobieta, mniej więcej w moim wieku, z miną wyrażającą to samo przygnębienie, które wyczułam podczas rozmowy telefonicznej. – Gdzie on jest? Może go pani zawołać? – natychmiast po wymianie „dzień dobry” przeszłam do sedna. Tak strasznie tęskniłam za Irysem! Chciałam go natychmiast przytulić, poczochrać za uszami, dać mu się przewrócić i nie puścić go z objęć przez całą drogę do domu! – Jest w ogrodzie, za domem… – głos kobiety był cichy, zrezygnowany. – Z moim synkiem, Kosmą. To dla niego kupiliśmy Boba. Przepraszam, Irysa, zgadza się? Ale Kosma nazwał go Bob… On… on bardzo pokochał tego psa… – Rozumiem, my też bardzo go kochamy – przerwałam jej. – Wiem, że państwo stracili pieniądze w tej oszukańczej transakcji i bardzo państwu współczuję, ale my też jesteśmy ofiarami. Mamy tego psa od trzech lat, to członek naszej rodziny i przyjechaliśmy, żeby zabrać go do domu. Policja twierdzi, że prawdopodobnie uda się odzyskać pieniądze od złodziei. Kupi pani synowi nowego psa. A teraz, czy może pani zawołać Irysa? Zamiast spełnić moją prośbę, zamknęła oczy i objęła się rękoma, lekko kołysząc. W tej chwili do pokoju wszedł jej mąż, wysoki, uśmiechnięty facet, mocno uścisnął nam dłonie na przywitanie. Kiedy jednak dowiedział się, po co przyjechaliśmy, jego uśmiech zgasł, a ciało jakby zwiotczało. A potem objął żonę, jakby spotkała ich jakaś tragedia. Michał i ja nic nie rozumieliśmy Przecież mieli Irysa tylko przez kilka tygodni. Nawet jeśli bardzo się do niego przywiązali, to przecież chyba rozumieją, że on nie należy do nich. No i kupią sobie nowego labradora, mogą mieć nawet identycznego! – Chodzi o to, że nasz synek… – zaczął pan Paweł – jest dzieckiem autystycznym. Ma sześć lat, jest poddawany nieustającej terapii sensorycznej, pracują z nim psychologowie i logopedzi… A do zeszłego miesiąca mówił zaledwie kilkanaście słów. Wiedzą państwo, czym jest autyzm? Dziecko nie patrzy w oczy, denerwuje się z powodów, których nie rozumiemy, tkwi zamknięte w swoim świecie, w którym jest straszliwie samotne… A my, rodzice, nie możemy mu pomóc, często nawet nie możemy się z nim porozumieć. Kosma dużo krzyczał, nienawidził dotyku, praktycznie w ogóle się nie komunikował… W tym momencie coś mignęło za oknem. Równocześnie usłyszałam dziecięcy głosik wołający: – Bob! Daj! Przez trawnik przebiegł znajomy złocisty kształt i serce ścisnęło mi się ze wzruszenia. Chciałam wybiec na taras i zawołać mojego Iryska, ale w tym momencie zobaczyłam chłopczyka, który podążał za psem. Był duży jak na sześć lat. Poruszał się jakby trochę sztywno, niepewnie, nie patrzył przed siebie, tylko nisko pochylał głowę, koncentrując się na swoich stopach. A potem podbiegł do niego Irys i chłopiec wziął od niego piłkę. Coś powiedział, ukląkł i pogłaskał psa. Rzucił jeszcze raz, wołając: „Bob, daj!”. – W ciągu tych kilku tygodni, kiedy pies jest u nas, syn zrobił większe postępy niż podczas pięciu lat terapii – powiedziała cicho matka chłopca. – On do niego mówi. Do nas nie, do psa tak. Przytula go, chociaż od nas ucieka. Patrzy mu w oczy, uśmiecha się… Codziennie muszę myć Bobowi łapy, bo Kosma uparł się, że muszą spać razem w łóżku. Wie pani, dziecku z autyzmem naprawdę trudno jest wytłumaczyć, że czegoś nie powinno się robić… Ono nie rozumie, zaczyna krzyczeć, cierpi… Przełknęłam ślinę. Już rozumiałam, dlaczego ci ludzie mieli takie przygnębione miny. Policjanci powiedzieli im, że prawo jest po naszej stronie. Mają oddać psa i już. Może odzyskają pieniądze, tylko co im po pieniądzach? – Nie wiemy, jak Kosma zareaguje, kiedy Bob zniknie z jego świata. Kiedyś stłukł się jego kubek. Pił napoje tylko z niego, więc wyobrażają sobie państwo, co działo się później. Dostał szału, zaczął uderzać głową w ścianę. Takie dzieci muszą żyć w stałym, przewidywalnym otoczeniu, każda zmiana to dla nich szok i potworny stres… Żona kiedyś przez kilka miesięcy musiała chodzić w niebieskiej sukience, bo Kosma wpadał w szał, kiedy włożyła inną. Taki atak płaczu i rzucania się trwa nieraz kilka godzin. Rozumieją państwo? Z powodu koloru sukienki albo kubka. Nie umiemy sobie wyobrazić, co Kosma zrobi, kiedy zniknie Bob. Poczułam łzy pod powiekami Za oknem nadal biegał mój ukochany Irys, za nim szedł powoli, w skupieniu autystyczny chłopiec, dla którego pies był najlepszym przyjacielem i terapeutą. Chłopiec, który nigdy nie zrozumiałby, dlaczego ukochany pies zniknął z jego świata. Który cierpiałby po tej stracie dużo bardziej niż my, ludzie dorośli i zdrowi. – Może zgodziliby się państwo na sprzedaż…? – zapytała cicho kobieta. – My zapłacimy każdą cenę… Naprawdę każdą… Michał mnie objął, kiedy pokręciłam głową. Wiedziałam, że decyzja należy do mnie. Narzeczony wsparłby mnie, cokolwiek bym wtedy odpowiedziała. – Nie zabierzemy Irysa – wyszeptałam ze ściśniętym gardłem. – Proszę tylko zabierać go czasem nad rzekę, lubi brodzić w wodzie i szczekać na mewy… W samochodzie rozpłakałam się na dobre Szlochałam, patrząc na dom, za ogrodzeniem którego biegał mój kochany pies, który już przestał być mój. Michał chciał od razu zabrać mnie do innej hodowli, ale odmówiłam. Nie chciałam kolejnego labradora, który już zawsze przypominałby mi o Irysie. Nie wiedziałam, czy w ogóle jeszcze będę chciała mieć psa. Bałam się, że nie zdołam pokochać kolejnego czworonoga. Kilka tygodni później zadzwoniła do mnie dawno niewidziana koleżanka. Wyjeżdżała za granicę i szukała domu dla swojej bokserki. Była w panice, bo nikt nie chciał dużego psa. Miała wyjazd za pięć dni i wyglądało na to, że jedynym wyjściem będzie oddanie suni do schroniska. – Ona tego nie przetrwa… – niemal płakała w słuchawkę. – Całe życie spała na fotelu obok mojego łóżka, uwielbia się przytulać, jest taka uczuciowa… Co ja zrobię? Nie mogę jej zabrać do Australii, ale schronisko to dla niej jak wyrok więzienia… Wzięliśmy Ritę nie po to, żeby wypełnić pustkę po Irysie, ale żeby nie trafiła do piekła. Mieszka z nami już czwarty rok. Też uwielbia szczekać na mewy nad rzeką i jest niezwykle przywiązana do naszej trójki. Trójki, bo prócz Michała i mnie Rita ma do kochania jeszcze Jankę, naszą półtoraroczną córeczkę. Patrząc na te dwie cudowne istoty, nie wyobrażam sobie, żeby Janka mogła nie mieć takiej przyjaciółki jak Rita. Ten pies urodził się, żeby moja córka uczyła się chodzić, trzymając jej grzbietu i zasypiała z rączką zwisającą z łóżka i dotykającą jej uszu. Czasami myślę o Kosmie, który dzięki swojemu labradorowi lepiej funkcjonuje w obcym i często przerażającym go świecie. Potem patrzę na Jankę i widzę dziewczynkę z miłością wtulającą się w swoją bokserkę. Może tak to miało być? Może przeznaczeniem Irysa było otworzenie na świat autystycznego dziecka, a Rity… no cóż… przeznaczeniem Rity jak na razie jest chyba bycie strażniczką energicznej małej dziewczynki. Ale już niedługo pewnie będę ciągle słyszeć „Rita, aport!”, a potem czeka je dalsze wspólne poznawanie świata. Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale myślę, że dobrze się stało, jak się stało. A na pewno tego zdania jest Janka, właśnie z uczuciem całująca Ritę w szyję! Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę” [quote name='kendo-lee']Amstaffów,pit bulli i [I][B]bullterierów[/B][/I] nie wolno tam trzymać,[/quote] [COLOR=DarkSlateGray]przepisy defry nic nie mówią o bullterrierach, tylko: pit bull (+ american staffordshire terrier), japanese tosa, dogo argentino, filo brasileiro - i nie rasowce tylko każdy pies w typie... przepisy są jasne, dostępne w necie dla każdego teraz to chyba tylko bieganie po prawnikach zostało, twoje szczęscie chyba w tym, że pies, jak piszesz, nie jest agresywny, to ci może pomóc... ale zdaj sobie sprawę, że oni działają według prawa, więc to ty musisz sie postarać, żeby coś zrobić a nie oni udowodnić tobie, że pies jest zagrożeniem... i tak chyba jest łatwiej teraz niż z 10 lat temu... [COLOR=DarkGreen][B]karjo[/B][/COLOR] - z ta agresją to tak różnie, w pl znałem conajmniej kilka lelkowatych, przylepnych ast/apt, po dwóch tygodniach tutaj moja krowa została na ulicy zaatakowana przez jakiegoś agresywnego mieszańca a właściciel był chyba nawalony bo po pierwszym pociągnięciu przez psa znalazł się na poziomie gruntu... oczywiście nie zrobił nic, nawet słownie... [/COLOR]

zabrali mi psa do schroniska